Peru: Wy jesteście solą tej ziemi!
Sól ma obecnie złą prasę. Od wielu lat media straszą nas chorobami spowodowanymi jej nadużywaniem. Do miasteczka Maras w Świętej Dolinie Inków w Peru te informacje nie docierają. Ponad tysiąc jego mieszkańców od kilkuset żyje warząc chlorek sodu, bo tak brzmi nazwa chemiczna „soli ziemi”.

Table of Contents
W Maras w południe na rynku jest tak cicho, że słychać muchy latające w powietrzu. Górskie, zdrowie powietrze jest krystaliczne czyste, suche i chłodne (poziom 3380 metrów n.p.m.). Wokół roztacza się piękny widok na ośnieżone góry Vilcabamba i Valle Sagrado de los Incas.
Malutki kościółek przy rynku ma charakterystyczna kolonialną architekturę. Został wzniesiony przez pierwszych osadników hiszpańskich. W środku znajdują się obrazy z XVII wieku Antonio Sinchi Roca Inka, znanego artysty malującego sakralne obrazy. Są one bogato zdobione złotymi ornamentami, według kanonów znanej szkoły Cusco, która łączyła elementy tradycji hiszpańskiej z inkaskimi. Niestety dziś kościół jest zamknięty na cztery spusty. Nie udało mi się do niego dostać.
Nie widać nikogo na ulicach. Mieszkańcy żyją gdzieś głęboko w zamkniętych obejściach, za wysokimi murami z brązowej gliny – adobe. Jakiś pies spaceruje leniwie. Truchta w dół ulicy nie zwracając na nic ani nikogo uwagi. Ludzie i zwierzęta żyją tu w symbiozie prawdziwej, nie na pokaz. Są sobie wzajemnie potrzebni, ale też znają swoje miejsce.
Do Maras przyjechałem z Urubamby. Moim celem są słynne solanki Qoripujio, które są położone 5 km od miasta. W końcu pojawiają się jacyś ludzie. Chcę się upewnić, czy pojadę we właściwym kierunku. Mieszkańcy doskonale wiedzą, że każdy obcy, który tu trafia jedzie zobaczyć ich warzelnie solne. Więc nie ma problemu z zasięgnięciem informacji.
Serpentynami w górę!
Samochód mozolnie wspinał się serpentynami w górę, wjeżdżamy na wysokość prawie 4 tys. metrów. Kierowca niespodziewanie się zatrzymuje. Po chwili wyjaśnia się, dlaczego. Z tego miejsca z góry można obejrzeć solanki. Rzeczywiście ze skarpy, jak z lotu ptaka, widać obiekt w całej okazałości. Stąd tarasy solne, umiejscowione za zboczu góry, przypominają plastry miodu.
Solanki należą do mieszkańców Maras. Co ciekawe niektórzy posiadają tytuły własności, przekazywane z pokolenia na pokolenie, pochodzące z XVII wieku! Nadali je im Hiszpanie, którzy mieli rozbudowana biurokracje. Po zajęciu ziemi Inków wszystko starali się formalnie, czyli na piśmie, uporządkować. Dla ułatwienia działania w tej chwili właściciele, z zachowaniem swoich praw własności, działają w ramach kooperatywy, czyli według form spółdzielczych.
Solanki
Po uiszczeniu symbolicznej opłaty, w wysokości 10 soli (w walucie peruwiańskiej) można wejść na solankowe zbocze i prześledzić proces produkcji soli. Jej kluczem jest silnie zasolone ciepłe źródło wypływające ze zbocza góry. Ten strumień wody, przy pomocy niezwykle przemyślanych kanalików rozprowadzany jest po całym zboczu do blisko 5 tys. tarasowych zagłębień!
Warzelnia pracuje pełna parą w porze suchej, od maja do września, kiedy w Świętej Dolinie nie pada deszcz. Dzięki słońcu, woda ze zbiorników jest odparowywana, a sól krystalizuje się. Wydobywana jest z dna każdego zbiornika przed ponownym ich napełnieniem. W porze suchej w ciągu miesiąca możliwe jest uzyskanie 10-centymetrowej warstwy soli w każdym zagłębieniu.
Warzelnie z Maras, od setek lat, zaopatrywały w ten minerał obszar sierry andyjskiej. Dziś, kiedy sól jest łatwo dostępna, bajecznie tania, a nawet rozsypywana na zaśnieżonych drogach trudno sobie wyobrazić jak ważną role pełniła przez tysiąclecia w życiu ludzi. Wykorzystywano ją nie tylko, jak obecnie dla walorów smakowych, ale przede wszystkim jako środek konserwujący głównie do mięs, ryb, ale też i warzyw. Stosowano ją jako lekarstwo. Była tak cenna, że toczono o nią wojny.
"Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi."
(Mt 5,13)
Chlebem i solą
Posiadanie soli wyznaczało często granice między przetrwaniem a śmiercią. Sól miała wysoka cenę i często była formą zapłaty za pracę czy towarem pełniącym funkcje taka jak pieniądze.
W języku polskim przetrwały zwroty takie jak „słona zapłata”, które nie pozostawiają wątpliwości co do historycznego pochodzenia.
Sól miała też znaczenie sakralne, rytualne i magiczne. Żeby nie być gołosłownym znów warto sięgnąć po przykłady z naszej tradycji. Obyczaju witania „chlebem i solą” czy też używania zwrotu z Nowego Testamentu „Wy jesteście solą ziemi”. W wielu wierzeniach sól jest symbolem oczyszczenia, nieśmiertelności, prawdy, szczerości, braterstwa i siły. Ślady podobnego „kultu” soli widać wszędzie w kulturze andyjskiej.
W powietrzu nad tarasami w Qoripujio unosi się zapach soli i przypomina on klimaty morskie czy uzdrowiskowe. Mimo wysokości przyjemnie pospacerować między basenami warzelni. Postanawiam cześć drogi powrotnej do Urubamba pokonać pieszo malowniczą ścieżką w górach tak, aby mieć czas też na pomyślenie o tym cudownym minerale, którym obdarzyła miejscowych Mama Pacza (Matka Ziemia – w języku keczua) inkaska bogini ziemi, zapewniająca żyzność pól i płodność.
Starannie pakuję woreczek soli, który kupiłem na pamiątkę w miejscowym sklepiku. Uważam przy tym, aby jej nie rozsypać, bo to jak wiadomo, według naszej tradycji, przynosi to nieszczęście.